top of page
Compressed IMG_4201 (1).JPG

Żeglarski Blog

Sporady Północne czyli zielone perełki Grecji

Dwutygodniowy rejs po Północnych Sporadach to dla nas coś nowego. Ten region jest piękny, ale logistycznie trochę bardziej wymagający. Na Skiathos nie ma wielu lotów, lotnisko jest małe, a lądowanie tu robi wrażenie – pas zaczyna się dosłownie przy wodzie. Za to dojazd do bazy czarterowej jest wyjątkowo prosty. Pięć minut taksówką, 10 euro, i jesteśmy przy marinie.

W bazie stoi zaledwie kilkadziesiąt jachtów. To czuć od razu – mniejszy ruch, bardziej lokalny klimat, zero wielkiego przemysłu czarterowego, który znamy z Aten czy Lefkady. My przylecieliśmy wcześniej z Sarą, a nasza włoska załoga miała pojawić się dopiero popołudniem. W tym czasie ogarnialiśmy odbiór jachtu i przygotowanie go do rejsu.

Na ten wyjazd mieliśmy Oceanisa 46, lubię żeglować jachtami ze stoczni Beneteau. Tutaj jednak widać było, że konkurencja jest mała. Grecy nie mają presji, żeby trzymać jachty w idealnym stanie. Nasz był trochę zużyty i posprzątany tak sobie. Taki minus czarterowania w miejscu, gdzie flota jest mała i rotacja niewielka.


ree

Ciekawostką Północnych Sporad jest to, że to właśnie tutaj „rodzi się” Meltemi. Ten znany wiatr z północy powstaje, gdy wyż nad Peloponezem spotyka się z niżem nad Turcją, tworząc coś w rodzaju dyszy. Tutaj, na północy, dopiero nabiera życia, dlatego warunki są spokojniejsze niż na Cykladach. Wieje, ale zazwyczaj tak, że można z przyjemnością żeglować, bez walki o każdą milę.

Przed nami dwa tygodnie pływania po wyspach, które mają zupełnie inny rytm niż reszta Grecji. Już na starcie czuliśmy, że to będzie spokojniejszy, bardziej lokalny rejs – taki, w którym ważniejsze jest morze i załoga niż wielkie porty i tłum turystów.

Pierwsze dni rejsu potwierdziły to, za co lubimy Grecję. Już po wyjściu z mariny wróciły nasze stałe rytuały: freddo espresso metrio, czyli jedyne miejsce na świecie, gdzie piję kawę z cukrem, oraz szybki gyros w picie jako stały element doświadczania Grecji. W Sporadach czuć też kontrast wobec Cyklad — tu jest zielono, wyspy mają sosnowe zbocza, nie są wypalone słońcem. Inny klimat, spokojniejszy.


ree

Po odbiorze Oceanisa i krótkich przygotowaniach od razu wyszliśmy z mariny Skiathos na pierwszą zatoczkę. Noc wcześniej mieliśmy ciężki dolot i słabo spaliśmy, więc chcieliśmy zacząć spokojniej. Niestety początek miał też swój minus — zahaczyłem dronem o wanty podczas nagrywania i wpadł do wody. Staliśmy na dużej głębokości, więc nie mieliśmy jak go wyciągnąć. Start rejsu z przygodami.

Prognozy pokazywały trochę więcej wiatru przez pierwsze dni, więc plan był prosty: zamiast iść od razu na wschód Sporad, ruszyliśmy na zachód, w stronę półwyspu poniżej Volos. Celem była Trikeri i okoliczne zatoki, osłonięte i dobre na przeczekanie mocniejszego wiatru.

Pierwsze dwa dni to spokojne żeglowanie w tamtą stronę. Sama Trikeri okazała się bardzo fajnym miejscem, ale podejście do portu wymagało uwagi. Rzucanie kotwicy w tym porcie nie jest łatwe — mało miejsca, możliwość zaplątania kotwicy w mooringi. Pomogło to, że wcześniej skontaktowaliśmy się z restauratorem, którego tawerna stoi tuż przy nabrzeżu. To stary, sprawdzony sposób na Grecję: zanim zacznie się manewry, warto zadzwonić do restauracji, w której chce się zjeść kolację. Zazwyczaj ktoś z obsługi wyjdzie, poda wskazówki lub nawet pomoże przy cumowaniu. Oszczędza to stres.


ree

Jedną z najlepszych rzeczy w Grecji jest to, że po zacumowaniu jachtu można po prostu zejść na ląd i po minucie siedzieć przy stoliku w tawernie. My od razu zamówiliśmy freddo espresso, świeży sok pomarańczowy i kilka prostych przekąsek. Feta saganaki i grillowane halloumi to nasz klasyk. Tuż obok, na palach, suszyła się ośmiornica — typowy widok, który zawsze przypomina, gdzie jesteśmy. W porcie trochę bujało, bo Trikeri nie jest miejscem odsłoniętym, ale i tak było przyjemnie.

Ruszyliśmy z powrotem na wschód. Tym razem pod wiatr, kilkanaście, nawet do 20 węzłów. Oceanis prowadził się szampańsko i żegluga była przyjemna. Minęliśmy Skiathos, rzuciliśmy kotwicę przy jednej z zatoczek i kierowaliśmy się dalej w stronę Skopelos.

Sporady mają coś, czego często brakuje w Chorwacji czy na skalistych wyspach Morza Jońskiego — plaże. Na Skiathos można znaleźć sporo piaszczystych plaż, gdzie kotwiczy się blisko brzegu, a pontonem dopływa w dwie minuty. Dla rodzin idealne miejsce. Minusem są motorówki, które kursują cały dzień i robią fale, więc postój bywa nie spokojny. Ale sama możliwość wejścia bosą stopą na miękki piasek w Grecji to duży plus.


ree

Na noc weszliśmy do zachodniej zatoki Skopelos. Jest głęboka i dobrze osłonięta. Stanęliśmy „po grecku”: kotwica na środku, a z rufy długie żółte liny do skał na brzegu. Prosty manewr, a daje poczucie spokoju. Na rufie stworzyło się turkusowe kąpielisko — bezpieczne, bez możliwości kręcenia się po za noce jak na luźnej kotwicy.

Załoga od razu popłynęła pontonem na plażę. Ten rejs od początku planowaliśmy jako rodzinny, spokojny, bez pośpiechu. Dwa tygodnie to wystarczająco dużo, żeby nie gonić po każdej wyspie, tylko spędzać czas na plaży, kąpać się i po prostu odpoczywać.

Plan od początku był jasny: na koniec pierwszego tygodnia i początek drugiego chcieliśmy dopłynąć do Kira Panagia. To park narodowy, znany z niesamowitych turkusów, jednych z najpiękniejszych w całej Grecji. Po drodze minęliśmy ciekawy wrak, częściowo wyrzucony na brzeg. Idealne miejsce na przerwę, obiad i krótkie pływanie. Wrak wystaje znacząco ponad wodę, więc bardziej przypomina atrakcję do skakania i wspinania niż typową miejscówkę do snorklowania. 

ree

Ideą rejsu było wyszukiwanie zatoczek z plażami i małymi tawernami. Rzucaliśmy kotwicę, spędzaliśmy cały dzień w jednej zatoce, dzieci bawiły się w wodzie, a my piliśmy freddo espresso, relaksowaliśmy się i cieszyliśmy prostą grecką kuchnią. Wieczorem kolacja w tawernie przy samej plaży — niespiesznie, bez pośpiechu, dokładnie tak, jak lubimy.

Pod koniec tygodnia dopłynęliśmy do Kira Panagia. I tam naprawdę szczęka opada. Turkusy były tak intensywne, że dawno czegoś podobnego nie widzieliśmy. Krystaliczna woda, cisza, przestrzeń. Wszystko to zobaczycie na zdjęciach, ale na żywo robi jeszcze większe wrażenie.

Płynęliśmy z dwójką małych dzieci, więc tempo rejsu było spokojniejsze. Nam to pasowało. W końcu można było naprawdę zwolnić, wejść w żeglarski rytm.

Z Kiry ruszyliśmy przez Alonissos. Tam koniecznie trzeba spróbować lokalnej specjalności, czyli spiralnej zapiekanej serowej pity, z której wyspa jest znana. Do tego wysokie klify i plaże. Po drodze eksplorowaliśmy co drugą zatoczkę, dużo pływaliśmy, jedliśmy i opalaliśmy się.

Co ciekawe, świadomie zrezygnowaliśmy z zawijania do miasta Skopelos — tego z planu filmowego „Mamma Mia”. Załoga uznała, że miejsce jest zbyt turystyczne i nie pasowało do naszego spokojnego, rodzinnego rejsu. Woleliśmy ciszę zatok i codzienne cumowanie przy małych tawernach.

Na koniec, po dwóch tygodniach, wróciliśmy na Skiathos. I mogę śmiało powiedzieć: Sporady są fantastyczne. Niezatłoczone, zielone, z dobrą pogodą i wiatrem.

 
 

Zainspirowany? Chcesz dowiedzieć się więcej?
 

lub zadzwoń +48 510 107 997

bottom of page