Zaczęliśmy naszą przygodę w Lavrion, na pokładzie eleganckiego Sun Odyssey 49 – jednostki, która szybko stała się naszym domem na wodzie. Po krótkim przygotowaniu, zrobieniu zapasów i ostatnim sprawdzeniu prognoz i wiatru, wyruszyliśmy na północne Cyklady. Kurs obraliśmy na Kythnos, gdzie już pierwszego dnia przywitała nas Kolona Bay – jedno z tych miejsc, które żeglarze wspominają z nostalgią. Piękna, naturalna zatoka z wąską mierzeją piasku dzielącą dwie wody była idealnym miejscem na spokojną noc pod gwiazdami. Zakotwiczyliśmy, a wieczór minął na delektowaniu się lokalnym winem i dźwiękami wiatru.
Kolejnego dnia zanim postawiliśmy żagle w kierunku Serifos. Zdecydowaliśmy się na desant i spacer po wybrzeżu wyspy. Popołudnia żegluga z wiatrem minęła sprawnie. Livadi – port, w którym się zatrzymaliśmy, miał swój niepowtarzalny urok. Z jednej strony tętniące życiem miasteczko, z drugiej spokój i przestrzeń otaczających wzgórz. Wzgórz z których zchodziło szkwaliste meltemi. Manewry w porcie należały do tych sprawiających przyjemne wyzwanie. Stanęliśmy longside wewnątrz basenu portowego. Wieczorny spacer do Chory, malowniczo wznoszącej się nad portem, był idealnym zakończeniem dnia.
Naszym kolejnym celem była Paros – wyspa, która łączy w sobie tradycję i nowoczesność. Kąt to fali był już nieco inny, a rozfalowanie i Meltemi dało załodze poczuć prawdziwy charakter żeglowania po Cykladach. Następnego dnia wiatr miał znacznie zelżeć, co pozwoliło nam na krótki przelot na silniku na wyspę Rinea. Zatrzymaliśmy się tam na noc, na kotwicy, w malowniczej zatoce z turkusową wodą. Chcieliśmy być blisko ruin na wyspie Delos, tak żeby odwiedzić je wcześnie rano.
Załoga była podekscytowana wizytą na Delos. Wyruszyliśmy wcześnie, by uniknąć tłumów i skwaru południowego słońca. Zwiedzanie ruin Delos to podróż w czasie. Ten niewielki, niemal pusty dziś kawałek lądu był kiedyś sercem starożytnej cywilizacji. Kamienne pozostałości świątyń, mozaiki i marmurowe posągi opowiadały historię greckiej mitologii i handlu. Spacerując po starożytnych ulicach, czuliśmy niemal duchy przeszłości, a widok lwy na straży zostanie z nami na długo.
Ostatnim dużym przystankiem była Mykonos. Już z daleka witały nas białe budynki miasteczka, kontrastujące z intensywnym błękitem nieba. Mykonos Port to miejsce, gdzie spotykają się żeglarze z całego świata, a w powietrzu czuć atmosferę luzu i ekskluzywności. Spacerując po wąskich uliczkach, dotarliśmy do słynnych wiatraków – symbolu wyspy. Wiatr od morza, który je napędzał, przynosił też ulgę od greckiego słońca. Wieczorem usiedliśmy w jednej z tawern przy brzegu, patrząc na rozbijające się o ląd fale i delektując się lokalnymi przysmakami.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na Kea – wyspie znanej z pięknych zatok i spokojniejszej atmosfery. Wybraliśmy Port Vourkari, małą przystań, która szybko skradła nasze serca. Spacer po okolicy, kawa w jednej z lokalnych kafejek i ostatnia kąpiel w ciepłych wodach Morza Egejskiego były idealnym zakończeniem naszej przygody. Kea, z dala od tłumów i komercyjnego zgiełku, pozwoliła nam złapać oddech przed powrotem.
Każdy dzień tego rejsu był inny, a Cyklady pokazały nam swoją różnorodność – od spokojnych zatok po gwarną Mykonos. Sun Odyssey 49 spisał się na medal, a wiatr dał nam prawdziwą żeglarską przygodę. Teraz, z żeglarską opalenizną i mnóstwem wspomnień, planujemy już kolejną wyprawę po greckich wodach.□