Nasza przygoda rozpoczęła się w marinie Alimos w Atenach, gdzie załoga spotkała się przy Bali 4.6 – przestronnym, nowoczesnym katamaranie, który miał stać się naszym domem na wodzie przez najbliższy tydzień. Na pokładzie mieliśmy wszystko, czego potrzeba, by cieszyć się komfortowym rejsem: przestronny kokpit, wygodne kabiny i panoramiczne widoki z salonu. Ale także generator, klimatyzację i kostkarkę do lodu. Po sprawdzeniu sprzętu i wypełnieniu bakist zapasami świeżych owoców, oliwy i lokalnych win, zrobiliśmy odprawę i wyruszyliśmy na spokojne wody Zatoki Sarońskiej. Już po kilkunastu minutach żeglugi za nami zostały widoki ateńskich wzgórz, a przed nami rozciągał się błękit morza, kuszący przygodą.
Pierwszym celem była Aegina, wyspa słynąca z pistacji, oddalona zaledwie o kilka godzin żeglugi. Na podejściu do portu podziwialiśmy inne jachty i gwar miasteczka, które od razu wprowadziło nas w grecki klimat. Po zacumowaniu ruszyliśmy eksplorować miasteczko. Trafiliśmy do lokalnego sklepu wypełnionego pistacjowymi specjałami. Były tu pistacje na słodko, na słono, w miodzie i czekoladzie, a także wszelkie inne wyroby na ich bazie. Nie mogliśmy się oprzeć 9 smakom pistacjowych lodów, o których z taką pasją opowiadał sprzedawca. Wieczór spędziliśmy w tawernie kosztując lokalne specjały.
Z samego rana ruszyliśmy na zwiedzanie słynnych ruin świątyni Afai. Położona na wzgórzu, otoczona sosnowymi lasami, świątynia oferowała widok zapierający dech w piersiach – błękit morza i zarys sąsiednich wysp na horyzoncie. Spacerując między kolumnami, czuliśmy ducha starożytnej Grecji, jakby czas cofnął się o dwa tysiące lat. Niedzielne po południe spędziliśmy w zatoce na kotwicy, kąpiąc się w turkusowej wodzie, a później relaksując się na pokładzie. Na wieczór jednak skierowaliśmy się maleńkiego portu Vathy na wulkanicznej wyspie Methana. Gdzie dosłownie kilkanaście jachtów mieści się ciasno przy nabrzeżu z kilkoma restauracjami.
Następnego dnia postawiliśmy żagle i skierowaliśmy się ku Poros. Wiatr był idealny, a katamaran spokojnie sunął po wodzie. Przed dotarciem do portu zrobiliśmy postój w jednej z zatok, gdzie rzuciliśmy kotwicę i zabezpieczyliśmy się linami do brzegu., tworząc jakby kąpielisko. Woda była tu tak przejrzysta, że bez problemu widzieliśmy dno i ławice małych ryb pływających wokół. Wieczorem zacumowaliśmy w Poros, pełnym wąskich uliczek i urokliwych tawern. Udaliśmy się do Gia Mas – restauracji polecanej przez innych żeglarzy. Świeże owoce morza, moussaka i domowe wino przy stole z widokiem na port stworzyły niezapomnianą atmosferę. Właściciel restauracji, pełen energii, wciągnął nas w grecki taniec, co tylko dodało kolorytu temu wyjątkowemu wieczorowi.
Kolejnego dnia, mimo południowych wiatrów i z otwartego morza Egejskiego, dotarliśmy na Hydrę. Jej port, otoczony kamiennymi budynkami, wyglądał jak z pocztówki. Niesamowicie mały porcik, wiecznie po brzegi wypełniony lokalnymi łódkami oraz żeglarzami. Bardzo trudno tutaj zacumować, jadnak dzięki determinacji oraz współpracy załogi i innego jachtu, udało nam się. Wyspa ta, znana z zakazu ruchu samochodowego, sprawiała wrażenie, jakby czas się tu zatrzymał. Transport odbywał się na osłach, co nadawało miejscu unikalny charakter. Spacerując brukowanymi uliczkami, trafiliśmy na klimatyczne galerie i kafejki z widokiem na zatokę. Wieczorem zrelaksowaliśmy się w jednej z tawern, obserwując zachód słońca.
Poranek spędziliśmy niespiesznie pijąc kawę i obserwując budzące się do życia piękne miasteczko. Lekko zmęczeni intensywnością cywilizacji, następną noc postanowiliśmy spędzić na kotwicy, w spokojnej, osłoniętej od wiatru i fal zatoce. Takie wieczory i spokojne noce zapamiętuje z rejów najlepiej, można skakać do wody w czasie zachodzącego słońca.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy starożytny teatr w Epidauros, słynący z doskonałej akustyki. Było to jedno z tych miejsc, które przypominają, jak wielkie osiągnięcia mieli starożytni Grecy. Ostatni nocleg spędziliśmy w Korfos, gdzie tawerny nad samym brzegiem oferowały jedne z najlepszych greckich dań, jakie mieliśmy okazję próbować. Szczególnie smakowała nam grillowana ośmiornica i świeża sałatka z lokalnych warzyw i sera feta. Co jadnak zaskoczyło mnie najbardziej, to pływające w okół jachtu żółwie.
Ostatni dzień to spokojna żegluga z powrotem do Alimos. W drodze do Aten nie mogliśmy przestać wspominać chwil spędzonych na wodzie – od zwiedzania starożytnych miejsc, przez żeglarskie wyzwania, po chwile relaksu w krystalicznych wodach Zatoki Sarońskiej. Po zdaniu jachtu zakończyliśmy naszą podróż spacerem po centrum Aten, marząc już o kolejnym rejsie po greckich wyspach.□